IndeksIndeks  FAQFAQ  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Redrum House

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
Nightwood
Nightwood
[You must be registered and logged in to see this image.]
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
HALLOWEEN - GRUPA IMPREZOWA


Wybiła godzina dwudziesta pierwsza. Na dworze nastał mrok. Nocne mary powoli zaczęły zbierać się w Domu Strachów. Rezydencja klimatyczna, wszak na co dzień robiła za atrakcję dla ludzi o mocnych nerwach. Główna sala udekorowana została w stylu wiktoriańskim. Na ścianach wisiały obrazy takich osobistości jak Vlad Palownik czy Hrabina Batory. W jednym rogu stał stół z przeróżnymi przekąskami w tematyce Halloween - od ponczu w kolorze świeżej krwi, przez babeczki z czarnymi, owłosionymi,  lukowymi pająkami, aż po ślimaki z ciasta francuskiego nadziewane dyniowym musem. W drugim rogu zaplanowano miejsce wypoczynkowe, na które składały się stołki zrobione ze starych skrzyń, na które położono miękkie poduszki. Nad parkietem wisiał ogromny, stary żyrandol. Wokół sali porozstawiano figury klaunów w ilości pięciu, które sięgały metra osiemdziesiąt każdy. Po prawej stronie sali znajdowały się schody prowadzące na piętro, do innych pokoi, a po lewej dwoje drzwi - zamknięte na klucz. Goście mieli dostęp tylko i wyłącznie do sali głównej, jak to Pani Burmistrz ujęła "dla bezpieczeństwa". Zaraz po pojawieniu się pierwszych przebierańców puszczono z głośników tytułową piosenkę filmu "Ghostbusters".
Czas rozpocząć zabawę! Wchodźcie, wchodźcie i nie bójcie się. Nic złego wam nie grozi.
Może.

**Na pojawienie się w temacie macie czas do 28 października**
Powrót do góry Go down
Marley Reid
Marley Reid
Miała trochę za złe Reidowi, że poszedł na część eksploracyjną, jaka została zorganizowana w Nightwood. Liczyła, że spędzą ten dzień wspólnie, a właściwie to wieczór. Ciemnowłosy wiedział, że lubiła Halloween oraz wszystko, co było z nim związane. Ileż to razy siedzieli wspólnie przed komputerem i wybierali kolejne filmy z gatunku grozy? Lubiła się bać. Opowiadać historie z dreszczykiem i czuć tę adrenalinę, jaka powoli otulała jej ciało, ilekroć zdarzyło się coś niespodziewanego.
Poza tym: nie lubiła wychodzić bez niego. Przy nim czuła się najlepiej, najbezpieczniej. Zawsze był gdzieś w pobliżu. Z drugiej strony, przecież nie byli do siebie przyszyci. Musieli załatwiać swoje sprawy, mieć też odrobinę prywatności, inaczej najprawdopodobniej szybko by zwariowali.
Marley pojawiła się na miejscu o wyznaczonej godzinie, nie znosząc się spóźniać. Siano co jakiś czas wysuwało się z jej kostiumu, pozostawiając charakterystyczną ścieżkę. W kieszonce na ogrodniczkach, strach na wróble wcisnął telefon komórkowy na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że będzie potrzebny. Jej wzrok rozejrzał się po pomieszczeniu z zaciekawieniem, doceniając oczywiście kunszt wystroju i przy okazji starając się odnaleźć dwie przyjaciółki, jakie również miały tutaj zawitać.
Powrót do góry Go down
Maggie Tramell
Maggie Tramell
Początkowo nie miała za bardzo w planach w ogóle się tu dziś pojawić. Ogólnie była zdania, że na takie wydarzenia najlepiej się chodziło z towarzystwem. Samej to tak głupio. Dopiero potem usłyszała, że parę znajomych twarzy ma się zjawić, więc postanowiła się dołączyć. Maggie nie tyle lubiła Halloween, co uwielbiała (!) się przebierać. Przebranie się za Wonder Woman na bal przebierańców? Check! Za Mulan, kiedy była nastolatką? Check! Za lekarza? Oczywiście! Uznała, że teraz powinna przebrać się za coś strasznego. W końcu Halloween! Noc Strachów! Ooooooooo! Ekhm...
Maggie powolutku dochodziła na miejsce, gdzie impreza miała się odbyć. Tym razem postanowiła wybrać się taksówką. Na wszelki wypadek, jeśli miałaby trochę zaszaleć z piciem, choć nie przewidywała, by coś takiego się mogło stać. Wolała jednak być ubezpieczona, na wszelki wypadek. Poprawiła swoją maskę, pod którą uśmiechała się szeroko, jak mała dziewczynka. W skórzanej pochwie, którą obwiązała wokół pasa, miała włożony plastikowy nóż, w jednej z kieszeni trzymała zepsuty już telefon (taki stary, z klawiaturą) jako część jej przebrania, zaś w drugiej kieszeni miała już swoją prawdziwą komórkę. Sprawdziła szybko godzinę i już wybiła dwudziesta pierwsza, gdy doszła na miejsce. Powoli pojawiali się też inni uczestnicy.
Wraz z nimi weszła do środka i momentalnie zaczęła się rozglądać. Wyglądało bosko! Wnętrze było eleganckie, a wystrój halloweenowy też był fajny. Oczywiście pierwsze, co przyszło do głowy dziewczynie przebranej za Ghostface'a ([You must be registered and logged in to see this link.]), to odnalezienie osób, które spodziewała się tu znaleźć. Skrupulatnie przyglądała się każdemu, próbując wybadać, kim ta osoba może być. Czasami było to ciężkie. Po chwili jednak dostrzegła kobietę przebraną za stracha na wróble. Wydawało jej się, że to jest Mary! Tak, to prawie na pewno ona! Maggie przyszedł do głowy pewien pomysł i uśmiechając się do siebie złowrogo, ruszyła przez tłum, chcąc zajść przyjaciółkę od tyłu. Kiedy stała tak może z metr od niej, wyciągnęła swój fałszywy nóż i próbowała nie wybuchnąć śmiechem.
- Powiedz mi, drogi strachu, czy lubisz straszne filmy? - dla efektu starała się trochę pogrubić swój głos, żeby tak nieco bardziej złowieszczo zabrzmiała. Rękę z nożem miała wyciągniętą wysoko ku górze, by sprawiać wrażenie, jakby była gotowa rzucić się na swoją "ofiarę".
Powrót do góry Go down
Mila Stewart
Mila Stewart
Zaparkowała swoje auto niedaleko domu strachów. Nie miała pojęcia czemu nim przyjechała, skoro zamierzała pić. Może była po prostu zbyt wygodnicka. Najwyżej zadzwoni po taksówkę, a po auto wróci następnego dnia. Przed wyjściem, poprawiła jeszcze szybko makijaż, w końcu musiała jakoś wyglądać, jeżeli będzie musiała pozbyć się maski. Poprawiła perukę, założyła maskę, zgarnęła maczetę i ruszyła na imprezę. Torebkę postanowiła zostawić w samochodzie, więc towar, który ze sobą zabrała powtykała w kieszonki kurtki. Miała ze sobą kluczę i kilkanaście buteleczek z drinkami. Nie miała pojęcia jakim cudem zmieściły się w tych kieszonkach, ale była za to wdzięczna. Oprócz tego schowała kilka papierosów z niespodzianką i zapalniczkę. No i to tyle. Telefon został w torebce. Weszła do środka z maczetą w dłoni i rozejrzała się po wnętrzu. Wyglądało całkiem przyzwoicie. Może nie będzie wcale tak drętwo, aby masakrować się alkoholem. Pewnie i tak sobie nie odpuści. Trochę szkoda, że Mary nie mogła się z nią napić, ale w sumie to i tak nigdy zbytnio po alkohol nie sięgała. Może znajdzie kogoś innego do toastów?
Rozejrzała się uważnie. Jej oddech pod tą maską brzmiał jakoś głośno i niepokojąco. Dyszała jak parowóz. Właściwie nadawało to nawet fajnego klimatu.
Wiedziała za co przebierze się Byers, więc bez trudu znalazła ją wśród imprezowiczów. Z resztą nie było jeszcze tłumów. Ludzie często przychodzą spóźnieni. Zauważyła jednak, że kobieta nie jest sama. Morderca w masce Ghostface mógł być w sumie każdym. Może to Danny albo Shane? Ale czy Shane nie miał spędzać Halloween w lesie? Mieli tam chyba szukać tego całego kanibala. Green wspominał, że też się wybiera, a Milę wysłał tutaj. Podeszła wolnym krokiem do blondyny i stanęła obok. - Hey, Mary... i Ty, kimkolwiek jesteś - mruknęła, zerkając na osobę w czarnej szacie. Po drodze zgarnęła lukrowanego pająka, więc oparła się o figurę prawie dwumetrowego klauna i odgryzła przekąsce nogę. Swoją droga chyba znalazła randkę na dzisiejszy wieczór. Figura klauna na pewno potrafiła słuchać i nie gadała bzdur, ani nie strzelała tanimi podrywami.
Powrót do góry Go down
Quentin Brown
Quentin Brown
Świetnie! - pomyślał z niemałym zadowoleniem, gdy tylko dotarł na miejsce, które w gruncie rzeczy było mu bardzo dobrze znane. Tak, tak Redrum House na codzień było jego miejscem pracy, którą zresztą nawet lubił. Mimo, że miejsce to raczej straciło swój urok po miesiącu lub dwóch. Nie ma się w sumie czemu dziwić, przecież młodzieniec dobrze znał cały mechanizm oraz plany całego domu strachów. Niejednokrotnie chodził pokrętnymi korytarzami, w celu naprawy danego ,,straszka'' lub by poprostu sprawdzić wszystko przed zamknięciem bądź otwarciem owego domu. Jak do tej pory wydawało mu się, że Redrum nie ma przed nim żadnych tajemnic.
 Niemniej tym razem miało to być coś zupełnie innego, coś czego nie znał i jedynie mógł spróbować przewidzieć co ich czeka. Dzięki temu czuł podekscytowanie i dreszczyk emocji, który przebiegła po jego kręgosłupie, jednocześnie wywołując gęsią skórkę. Bardzo cieszył się z faktu, że to nie on będzie przewodził całemu przedstawieniu, za to sam będzie jego uczestnikiem. Prawdę mówiąc nie mógł się doczekać na atrakcje jakie czekały zarówno jego jak i osoby, które również skusiły się na wyprawę do nawiedzonego domu.
 Niezwykle żwawym rokiem wyszedł zza budynku, chcąc w ten sposób wykonać coś na kształt niespodzianego wejścia. Jednakże chyba nie bardzo mu to wyszło, ponieważ dość szybko odkrył, iż poza nim przed domem nie było nikogo. No cóż, może innym razem - przebiegło mu przez myśl, podczas gdy skrócił dzielący go dystans od wejścia do Redrum House. Kiedy tylko znalazł się w środku szybko dostrzegł trzy panie. Miał szczęście, ponieważ każda z nich była mu dobrze znaną postacią, to też z szerokim uśmiechem na ustach, którego oczywiście pod maską nie było widać, przywitał się:
- Witam drogie panie, widzę że skusiła Was wizja strachu i imprezy - Zaśmiał się poprawiając maska Vendetta. Poza dość charakterystyczną maską ubrany był w czarny garnitur z odpinaną peleryną. Darował sobie perukę i cylinder, uważając je za zbyt problematyczne.
Powrót do góry Go down
George Harrington
George Harrington
[You must be registered and logged in to see this link.]

Georgie mógłby zabrać ze sobą Theosię na zabawę Halloween, ale uznajmy, że po prostu z jakiegoś poważniejszego powodu nie mogła, dlatego postanowił wybrać się tam sam. W sumie chyba głównie po to, aby innych zaskoczyć, w celu mocniejszego wczucia się w swą ulubioną postać. Zwłaszcza że wiele potrafił, a i tak mało kto wie o tych jego umiejętnościach, więc może mu się chociaż na chwilkę uda! Właściwie to czuł lekką ekscytację tym spowodowaną, bo sobie poudaje Spider-Mana przez jeden dzień. Nikt ze znajomych nie informował go, że idzie, także nawet jeśli tam będą, nie zrobi im o to wyrzutów. On się nie potrafi gniewać za takie rzeczy na nikogo. Z tego co się zorientował i tak będzie tam jedynie Quinn, z którym się lubił, w związku z czym zasadniczo zbyt wielu osób to on tam i tak nie kojarzy. Kusiło go, by pójść na tą część eksploracyjną, jednak wolał postawić na coś lżejszego i zwyczajnie się przebrać w kostium. Może odrobinkę był na takie rzeczy zbyt tchórzliwy, aby się odważyć. Kij wie, co mogłoby go tam spotkać. Koniec końców wolał się nie przekonywać. Żeby strój lepiej opiął jego zgrabne ciałko, do tego celu założył... stringi, [You must be registered and logged in to see this link.], a co. Raczej nikt go tam rozbierać nie będzie, nie? Zresztą czego się nie robi, by dopracować coś do perfekcji! Kiedy się [You must be registered and logged in to see this link.] i stwierdził, że wygląda świetnie, nastąpił czas, aby finalnie udać się na zabawę!
Do domu strachów przyjechał jedną ze swoich drogich bryk – i tak nie miał innej, a taksówki zamawiać mu się nie chciało, i tak jakoś komfortowej się czuł jeżdżąc samemu. Pewnie i tak naje się strachu już tutaj, ponieważ to takie płochliwe dość stworzenie, ale chciał zaryzykować i przekonać się, co go tam w istocie będzie czekało! Nie zdradzając jeszcze swej tożsamości, co było specjalnie, oczywiście nałożył na twarz maskę Pajączka. Zaparkował w pobliżu budynku dobrze zabezpieczając swe cudo, ażeby ochronić go przed ewentualną kradzieżą, które pewnie mogłoby kusić złodziei. Cóż, przezorny zawsze zabezpieczony! Nie wiedział, ilu uczestników było już na miejscu, ale zamierzał zrobić wejście smoka. Wysiadł z auta i w cichy, bezszelestny sposób wbił do środka, robiąc to tak, aby początkowo nikt go nie zauważył. Póki co na zewnątrz nikogo nie było, stąd stawiał, iż zapewne część mogła być już w środku i nie pomylił się. Dostrzegł w oddali cztery postaci, gdzie większa część ukrywała się pod maskami, zatem tym bardziej nie szłoby ich rozpoznać. On miałby z tym problem, nawet jeśliby się okazało, że kogoś zna! On nie mógł w normalny sposób tutaj wbić; już z wejścia rozpędził się i zrobił takie na ukos salto, bardziej skierowane w bok i wskoczył sobie przed nimi. Kiedy wylądował na stopy, podniósł się z półprzysiadu. Obdarzył ich szerokim uśmiechem, czego i tak z wiadomych powodów nie było widać, ale to nieistotne.
Siemka wszystkim! – przywitał się, na podkreślenie czego podniósł jedną rękę i im wesoło pomachał, może trochę deformując głos, co też nawet nieźle mu wychodziło, acz był on na tyle charakterystyczny, że i tak trudno byłoby go pomylić z jakimś innym. Rozejrzał się po otoczeniu z jawnym zainteresowaniem, próbując wybadać coś, co mogłoby na dłużej przykuć jego uwagę.
Powrót do góry Go down
Cathal Ackermann
Cathal Ackermann
W sumie sam nie do końca był pewien po co zdecydował się na to wszystko. Chyba tylko znajoma, która przekonała go i do tego jeszcze pomagała w przygotowaniach, wierzyła w sens tego przedsięwzięcia. Czuł się za stary i nudny na bawienie się z młodszymi, nowoczesnymi i zapewne o wiele bardziej zorientowanymi osobami. No cóż. Skoro jednak powiedziało się A... to potem stał cały alfabet i wielokrotne zastanawianie się co mu do cholery jasnej strzeliło do łba by pakować się w takie coś. Gdyby nie znajoma, która w sumie przyszła razem z nim na imprezę, to by pewnie nigdy na niej się nie pojawił. W sumie przywiozła, to lepiej opisuje sytuację, bowiem nie mogła wejść razem z nim. Była przebrana za martwą pannę młodą, wszystko było idealnie, do chwili kiedy dostała telefon od swej córki, że rzucił ją chłopak i prosi by mamusia wracała do domu. No i po imprezie. Cathal chciał jechać z nią, ale przecież to sprawy między kobietami, między matką i córką. Cóż. Miał swoją piękną, "martwą" partnerkę, a na koniec został sam zostawiony sobie. Zdarza się najlepszym. Po pierwszych paru minutach, kiedy miał wielką ochotę zdezerterować... odwrócił się i prawie ruszył w stronę drzwi, ale jedna para go zatrzymała. Zaczęli wypytywać o strój i tak o to, chcąc czy nie, znalazł się w wnętrzu budynku. No cóż. Skoro już tu się znalazł to trzeba by zostać. Ulokował się w najmniej widocznym miejscu i z boku, bo przecież bez jego wsparcia te ściany się zawalą, zaczął wszystkich obserwować. Może jednak zobaczy jakąś znajomą twarz, o ile to było możliwe, biorąc pod uwagę charakter imprezy. Nie planował też być nachalny, nie chciał podchodzić do młodych i zagadywać ich. To by była już desperacja w czystej postaci! Czuł się troszkę jak ten brzydal kujon, który zawsze na imprezy przychodzi sam i podpiera ściany, albo ta najbrzydsza grubsza koleżanka, którą nikt nie zaprasza do tańca. W szkole nigdy nie był żadną z wymienionych osób, ale w tej chwili zaczynał żałować, że jak był młodszy i przystojniejszy, to nie zapraszał do tańca tych niechcianych dziewczyn. Zemsta losu po latach dopadła muzyka! Teraz mógłby bawić się ze znajomą... czy pić samotnie w domu... też opcja.
Powrót do góry Go down
Kinga Starsky
Kinga Starsky
[You must be registered and logged in to see this link.]

Od dzieciaka Kinga uwielbiała przebieranki związane ze świętem trupa. Chociaż zawsze wybierała nieoczywiste kostiumy, przynajmniej w jej mniemaniu. Koleżanka z klasy organizowała imprezę w stylu Księżniczek Diseny'a i bum, Kinga przychodziła pod postacią latającego dywanu Aladyna. Motyw baśni braci Grimm? Nic prostszego! Wystarczy kostium butelki wina, którą matka dała Czerwonemu Kapturkowi do koszyczka dla babci. Z wiekiem jednak zapał do takich przebieranek zależał, szczególnie podczas pobytu Kingi w Polsce, gdzie poznała nową tradycję związaną ze świętowaniem przełomu października i listopada - Dziady. Chyba nigdy w życiu nie wypiła tyle alkoholu na cmentarzu, jak wtedy gdy wraz ze znajomymi usiłowali wyciągnąć bimber z niezakopanego grobu.
Kinga przypominała sobie właśnie swoje co pamiętniejsze imprezy halloweenowe - wykorzystywała tak czas, gdy malowała się specjalną farbą na niebiesko. Z jednej strony wewnętrznie płakała. Czuła jak pewnych miejsc nie domyje do końca następnego tygodnia. Jednak życie wymaga poświęceń! Z takim założeniem Kinga nie ryzykowała prześwitów bladej skóry na niedomalowanych miejscach pod śnieżnobiałą sukienką Smerfetki przed kolano. Oczywiście kostium blondynki dopełniała biała czapka frygijska. Wiadome było jedno: kiecka jest ważniejsza, bo to pod nią nosi się podwiązki, przytrzymujące pierwszą atrakcję wieczoru Kini - piersiówkę z whiskey. Nie wątpiła oczywiście w zaopatrzenie imprezy, ale zawsze to człowiekowi lepiej na duszy, gdy czuje przy sobie alkohol.
Racjonalne decyzje ostatnio Panny Starsky się nie trzymały, dlatego śmiało postanowiła ruszyć na przyjęcie pieszo. W końcu milionów na taksówki nie posiadała (pomijając już jakie to nieekologiczne!), a rower i sukienka to połączenie równie fatalne jak wódka z wódką - dobrze działa tylko czasami. Blondyneczka zarzuciła na siebie kurtkę imitującą futro i ruszyła do strasznej rezydencji, gdzie miała się odbyć cała zabawa. Zanim dziewczyna tam doszła, zebrało się już kilka osób, kręcąc się przy wejściu. Kini weszła do budynku niezauważona i bardziej niż przywitać się z jakaś znajomą twarzą, wolała zacząć od subtelnego drinka. A późnej cała jej uwaga skupiła się na portrecie Hrabiny Batory, nad którym kontemplowała w nagłym zamyśleniu.
Powrót do góry Go down
Frank Burks
Frank Burks
Halloween od zawsze należało do jednego z jego ulubionych świąt. Znajdowało się ono na drugim miejscu w jego rankingu trzech najlepszych świąt na świecie, jaki kiedyś zrobił w przedszkolu. Na pierwszym oczywiście było Boże Narodzenie. Nie ma co się jednak dziwić, w końcu to dzień, w który możesz przebrać się, za kogo tylko chcesz i dostajesz za to słodycze, darmowe słodycze. Nie ma nic lepszego na świecie, niż słodycze, za które nie trzeba płacić. Całe dzieciństwo biegał po domach w stroju Robina. Czerwona kamizelka, zielona peleryna i czarna opaska na oczy, był to jego ulubiony strój, dopóki nie skończył czternastu lat i zrozumiał, że teraz nadszedł czas, aby stać się Batmanem. Nigdy to jednak nie nastąpiło, w tamtym roku modne stały się potwory rodem z piekła, a Frank uległ modzie. Od kiedy wylądował w seminarium, starał się ograniczyć całą tę zabawę, która, prawdę mówiąc, nie była zbytnio chrześcijańska, ale teraz kiedy znalazł się w parafii, w której ma spędzić najbliżej kilka lat, wypadałoby się jakoś zintegrować, a czy imprezy Halloweenowe nie są do tego idealną okazją? Prawie zapomniał o nadchodzącym dniu. Dlatego, kiedy tydzień przed nadal nie miał pomysłu na przebranie, głos z tylu kazał wyciągnąć mu jedną z sutann, wziąć biblię do ręki i udawać księdza egzorcystę. Przebranie idealne, ale czy nie byłoby ono jakąś przesadą? Z samego rana udał się jednego ze sklepów ze strojami karnawałowymi i teraz stał wśród czarownic, strachów na wróble i klaunów w czerwonej jaskrawej kurtce i zdecydowanie za obcisłych jeansach przebrany za tego nieszczęśnika - Jamesa Deana. Śmierć młodego człowieka stała się kultem, smutne, ale zarazem fascynujące. Po przywitaniu się rozejrzał się dookoła rozpaczliwym wzrokiem, szukając kogoś znajomego, ale przez wszelkiego rodzaju maski czy makijaże było to wręcz niewykonalne.
Stanął przy stole z przekąskami. Od tego chyba najlepiej zacząć zabawę. Nalał jakiegoś napoju do plastikowego kubka.
Spojrzał się w kierunku trochę starszego mężczyzny, niż większość uczestników imprezy.
- a ty jesteś? - Zmrużył delikatnie oczy, starając się rozpoznać, za kogo się przebrał.
Powrót do góry Go down
Cheyenne Brant
Cheyenne Brant
Cheyenne na dobrą sprawę nie chciała przychodzić na dzisiejszą imprezę. Nigdy nie była miłośnikiem imprez, zawsze czują się cóż.. Trochę wykluczona. O wiele bardziej wolałaby zostać w domu, w wyciągniętym dresie i z książką pod ręką. Bardzo ważnym powodem, czemu nie chciała wybierać się na dzisiejszą imprezę, był brak towarzystwa. Dopiero wróciła w te strony, w zasadzie pierwszy raz zamieszkując w miasteczku, a nie w rezerwacie przez co jej lista potencjalnych znajomości nieco kulała.
Do pojawienia się na imprezie zmusili ją pracownicy stacji telewizyjnej w Vancouver - uznając, że samo pokazanie się na takim wydarzeniu z pewnością zrobi dobrze proporcji ich nowych programów a w tej kwestii.. Cóż, nie mogła odmówić. Przygotowanie się nie zajęło jej długo - kostium posiadała już od dłuższego czasu - wisiał w specjalnym pokrowcu w jej szafie czekając na odpowiednią okazję ([You must be registered and logged in to see this link.]).
Na miejscu pojawiła się kilka minut, po wyznaczonej godzinie. Nieśmiało weszła do sali, wręcz czując jak niektóre spojrzenia kierują się w jej stronę - nic dziwnego, w pewien sposób była osobą publiczną, znaną ze srebrnych ekranów. Z bijącym mocniej sercem, podeszła do stołu z poczęstunkiem, by rozejrzeć się za czymś do picia oraz, przede wszystkim, kimś znajomym. Rozpoznała chłopaka, który ostatnio włamał się do jej domu w celu otrzymania autografu. Kobieta posłała mu delikatny uśmiech, wolała jednak nie podchodzić, widząc że ten stoi w gronie jakichś znajomych. Cóż, najwidoczniej przyjdzie jej dziś podpierać ściany.
Powrót do góry Go down
Jin Ling
Jin Ling
Droga na imprezę Halloweenową usłana była pułapkami oraz pokusami, którym Ling nie zawsze był w stanie odmówić. Dyniowe głowy wydrążone na mnogie sposoby, ludzie poprzebierani za wszelkiej maści straszydła, domy przyozdobione najcudaczniej, jak to tylko możliwe - wszystko to i wiele więcej przyprawiało go o pełen ekscytacji zawrót głowy. To, oraz potrzebę uwiecznienia na zdjęciach każdego, najdrobniejszego nawet szczegółu. Mimo iż w Kanadzie przebywał już prawie trzy lata, nigdy dotąd nie miał okazji przyjrzeć się świętu oraz świętującym z bliska. Rodzice dobrze wiedzieli, że nie byłby w stanie normalnie pracować, gdyby puścili go z dostawami w teren w podobnie huczny dzień, toteż oba lata spędził na kuchni. Dopiero tym razem dostał od nich pozwolenie nie tylko na wzięcie sobie wolnego wieczoru, ale również udziału w jednej z organizowanych w tę noc atrakcji! Rzecz jasna bez możliwości przebrania się w cokolwiek samemu... Matka na samą myśl dostawała spazmów, oskarżając go o chęć przedwczesnego wpędzenia jej do grobu. Gwoli ścisłości - to on prędzej by do niego trafił, gdyby rzeczywiście odważył się jej sprzeciwić w temacie. Wystarczającym cudem było już otrzymanie od niej zgody na zrobienie czegoś, co uważała za stratę czasu oraz energii, którą jej zdaniem mógłby poświęcić na coś bardziej konstruktywnego.
Na teren zaplanowanej zabawy dotarł nieco zgrzany, ale i tak nie brakowało mu energii, aby jeszcze przed wejściem do środka, okrążyć rezydencje lekkim truchtem, cykając zdjęcia z dosłownie każdej strony. Dopiero wtedy poczuł się dostatecznie usatysfakcjonowany, aby pozwolić cyfrówce ponownie, swobodnie zawisnąć na szyi. Miał tylko nadzieję, że miejsca na karcie starczy mu do rana.
Przeciągłe "Woah!" wyrwało mu się wraz z wkroczeniem na salę, a ledwie pozostawiony w spokoju sprzęt fotograficzny ponownie znalazł się między długimi palcami. Zdecydowanie będzie to jedno z jego ulubionych świąt podczas pobytu w tym kraju! Nie szkodziło, że sam nie miał stroju i musiał paradować w czarnych, wygodnych dresach. O wiele więcej frajdy miał z podziwiania cudacznych kreacji innych zebranych.
- Przepraszam? Przepraszam, czy będziecie mieli coś przeciwko, jeśli zrobię wam parę zdjęć??? - zapytał, doskakując energicznie do większej grupy przebierańców, z której ledwie sekundę później rozpoznał Mary. Um, Mary, coś tam, Byer? Byeres? Byerys? Nie był najlepszy w zapamiętywaniu tych wszystkich, angielskojęzycznych nazwisk.
- Wygląda na to, że jesteś dzisiaj w dużo lepszej formie. - zwrócił się w jej kierunku, lekko pochylając głowę i posyłając iście promienny uśmiech.
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
HALLOWEEN


Impreza powoli rozkręcała się. Wszyscy goście wydawali się zjawić o czasie, a zatem można było uroczyście otworzyć bal maskowy. Pani Burmistrz, odziana w czarną niewymiarową szatę oraz białą maskę pojawiła się na górze schodów wraz z wysokim, postawnym pomocnikiem, który przywdział maskę tego samego kształtu. Muzyka ucichła momentalnie, a kobieta zastukała łyżką w szklany kieliszek.
- Proszę o uwagę! - oznajmiła głosem zmienionym za pomocą modulatora, by brzmiał bardziej grubo.
- Jest mi niezmiernie miło widzieć was wszystkich. Uroczyście otwieram wieczór halloween, a żeby dodać pikanterii, mój dobry przyjaciel napisał wiersz - odparła, wyciągając dłoń do mężczyzny stojącego obok niej. Ten podał jej zwinięty w rulon, postarzony papier. Odchrząknęła, a następnie zaczęła czytać:
"Doceń tych artystów z cyrku
Co swe zabawki posiali
Oddaj to co im zabrano
A wszyscy wyjdziecie cali
Wiszą tuż pod twoim nosem
Piątka grozy z krwią na rękach
Klucza szukasz, im zaufaj
O imionach ich pamiętaj
Wespnij się hen ponad góry
By złapać tę jedną z gwiazd
Faraon ma swe humory
Zrób mu na sarkofag wjazd
To już koniec opowieści
Skupcie się, wytężcie łby
Uważajcie też na czas
Bo mamy trujący gaz"
- Powodzenia. - zakończyła, po czym zgasło światło. W ciemności słychać było odgłosy szarpaniny oraz krzyk. Kiedy światła na nowo zapaliły się nie było ani Pani Burmistrz, ani jej "przyjaciela, ani waszych znajomych - Maggie Tramell, Kinga Starsky, George Harrington
Na stoliku z przekąskami zapalił się czarny zegar, odliczający 60 minut od teraz.

Redrum House to jeden wielki Escape Room - macie 60 minut na odnalezienie przyjaciół. Miejcie oczy szeroko otwarte. Wszystko może się przydać.
Powrót do góry Go down
Marley Reid
Marley Reid
Nie spodziewała się tego, że w jej pobliżu zrobi się tak tłoczno.
Gdy wreszcie odetchnęła od żartu przyjaciółki, którą była Maggie, skierowała się do niej z prostmi słowami:
- Oczywiście, ale tylko te klasyczne! - uśmiech zniknął, kiedy zauważyła w towarzystwie Milę. Nie wyglądała najlepiej, jeśli szło o jej samopoczucie, choć kostium niewątpliwie był świetny. Aż zaczęła żałować, że nie przyłożyła się do swojego jakoś szczególnie.
- Z tego co wiem, to jest postać z filmu Krzyk, a ta potwora to moja przyjaciółka, Mila. - przekazała obu koleżankom, aby mogły na spokojnie skupić się na sobie, dopóki nie podszedł Quinn, a zaraz za nim Peter Parker Nightwood.
- Cześć wszystkim! - odparowała, nie mając już siły na to, aby zwracać się do każdego po kolei. Swoim wzrokiem przejechała jeszcze po pomieszczeniu, dostrzegając Cathala pomachała mu na powitanie, a zaraz potem spojrzała na Chińczyka z aparatem. No tak - iście turystyczny widok. Brakowało mu okularów.
- Pewnie, że nie, rób śmiało! - przyciągnęła od razu Quinna i George'a do siebie, by mogli stanąć między dziewczynami i zapozować do zdjęcia. Gdy było po wszystkim, przysunęła się bliżej obcokrajowca.
- Niby lepiej, ale wciąż mnie męczy. - odparła, układając dłonie na brzuszku, który zaczął być nieco bardziej zaokrąglony niż podczas ich ostatniego spotkania, co najprawdopodobniej było winą obcisłych ogrodniczek.
- Czy znasz już resztę? - palcem wskazała George'a, Maggie, Quinna, a także posępną Milę, dopóki nie zaczęło się przedstawienie. Zamilkła, tak jak najprawdopodobniej wszyscy dookoła.
Wycofała się przy tym pod ścianę, odsłuchując wystąpienia.

Gdy zgasło światło, z ust przedszkolanki wydobył się okrzyk zdumienia, a twarz pojaśniała od uśmiechu. Najwyraźniej osoby organizujące imprezę wzięły sobie do serca to, aby ich wystraszyć. Chwilę później dostrzegła jednak brak Spider Mana, a także jej przyjaciółki.
- Maggie? - rzuciła spanikowana, a po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przecież stały obok siebie.
- Czy ktoś jeszcze zniknął? - zwróciła się do wszystkich na sali, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu. Może był to jakiś nieśmieszny żart pary? Może postanowili schować się za kurtynę lub też pod stół? Dziewczyna spróbowała pochylić się, aby zajrzeć w te miejsca, powtarzając imię Tramell.
Powrót do góry Go down
Quentin Brown
Quentin Brown
Kiedy tylko przywitała go Mary i zapewne reszta jej towarzyszek. Chłopak dość dyskretnie rozejrzał się po całym pomieszczeniu, które powoli zaczynało zapełniać się ludźmi w przebraniach. W sumie cieszył się z faktu, że wybrał kostium z maską. Dzięki niej mógł dość dyskretnie przyglądać się innym.
- Cześć! - dość entuzjastycznie przywitał się z George, który niewiadomo kiedy znalazł się tuż obok niego i towarzyszek. - Niezłe wdzianko - dodał, a jego usta mimo, iż niewidoczne wygięły się w szerokim, rozbawionym uśmieszku. Właśnie miał się zwrócić do reszty pań i skomplementować ich przebrania, gdy nagle tuż obok tej sporej gromadki przebierańców zjawił się Chińczyk. Quinn nie zdążył nawet zareagować, kiedy nagle został przyciągnięty przez Marley. Tak, że cała ich ,,wesoła'' grupka swobodnie zmieściła się na zdjęciu, które mężczyzna tak bardzo chciał im zrobić. Oczywiście był lekko zaskoczony gdy przyszło stanąć mu obok Mili, ale niewiele myśląc złapał ją w tali i automatycznie uśmiechną się w kierunku obiektywu.  
 Po wykonanym zdjęciu chłopak dość ciekawie zerkał na Chińczyka, który widoczne znał Marley. Chwilę przysłuchiwał się wymianie zdań, które padły między tym dwojgiem.
- Jestem Quentin - Jako nieco nadpobudliwy jegomość, Brown niemal natychmiast wyciągną rękę w stronę obcokrajowca z zamiarem przywitania się.
Jednak kiedy przyszła pora przedstawienia zamilkł, przyglądając się z fascynacją temu co miało się zaraz wydarzyć.

Nagły mrok, który niespodziewanie spowił całe pomieszczenie, wprawił zapewne zebranych ludzi w zaskoczenie. Tak samo było z chłopakiem, który instynktownie zacisnął dłonie w pięści jakby coś nagle miało go zaatakować. Na całe szczęście światło dość szybko wróciło, co nieco orzeźwiło Quinna.
- Em...brakuje jeszcze smerfetki - zauważył dość trafnie, rozglądając się dookoła nich.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Powrót do góry Go down
 
Redrum House
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Nightwood  :: Redrum House-